Nowa Kolonia

Grzegorz Wróblewski

Illustration by Naï Zakharia

(Ziemia/Blisko Ciebie/Zawsze)


1.

MATKA:  Dziękujemy, że się zgodziłeś!

LARSEN:  Jeszcze raz dziękujemy!

PAN SPOLIK:  Cała przyjemność po mojej stronie.

MATKA:  Niech ci to będzie kiedyś wynagrodzone.

PAN SPOLIK:  Robię to z wyższych racji.

LARSEN:  Jeszcze raz dziękujemy . . . 

PAN SPOLIK:  No dobrze, no dobrze.

MATKA:  Przecież mogłeś się nie zgodzić.

LARSEN:  Albo zdecydować na kogoś innego.

MATKA:  Wtedy bym tego nie przeżyła.

LARSEN:  A ja zmarnowałbym się.

MATKA:  Zgłupiałby do reszty.

LARSEN:  Zgłupiałbym do reszty, to pewne.

MATKA:  Ale zgodziłeś się.

LARSEN:  Jeszcze raz dziękujemy.

PAN SPOLIK:  Pamiętajcie, że nigdy na nic nie liczyłem.

LARSEN:  Robisz to z wyższych racji.

PAN SPOLIK:  Dokładnie.

LARSEN:  Będę cię zawsze dobrze wspominał.

MATKA:  Niech ci to będzie kiedyś wynagrodzone.

PAN SPOLIK:  Pora zaczynać.

LARSEN:  Muszę przyznać, że czuję się trochę niewyraźnie.

MATKA:  Nigdy nie miałeś charakteru.

LARSEN:  Muszę przyznać, że się boję.

MATKA:  Wstyd mi.

PAN SPOLIK:  Proszę się nie przejmować. To normalne objawy.

MATKA:  Naprawdę, wstyd mi za niego.

LARSEN:  Boję się.

PAN SPOLIK:  Proponuję pomyśleć o czymś szczególnym.

MATKA:  Pomyśl o latających spodkach.

LARSEN:  Próbuję, ale mimo wszystko . . . boję się.

MATKA:  Albo o chomikach.

PAN SPOLIK:  Całe szczęście, że to nie potrwa zbyt długo.

MATKA:  Słyszysz? To nie potrwa zbyt długo.

PAN SPOLIK:  Udoskonaliliśmy metody.

LARSEN:  Mam nadzieję.

MATKA:  Inaczej zgłupiałby do reszty.

PAN SPOLIK:  Zaczynamy.

LARSEN:  A ja myślałem, że to już po wszystkim.

MATKA:  Rozpoczniesz nowe życie.

PAN SPOLIK:  Jestem właśnie w trakcie.

MATKA:  Jest w trakcie.

PAN SPOLIK:  Zbliżam się.

MATKA:  Zbliża się.

PAN SPOLIK:  Kończę.

LARSEN:  Skończone?

PAN SPOLIK:  Skończone.

MATKA:  Skończone.

PAN SPOLIK:  Wszystko przebiegło pomyślnie.

MATKA:  No i jak?

LARSEN:  Całkiem nieźle.

MATKA:  Poznajesz mnie?

LARSEN:  Nie było podstaw do strachu.

PAN SPOLIK:  Wcale nie liczę na wynagrodzenie.

LARSEN:  W ten sposób . . . nie zmarnowałem się.

MATKA:  Nowe życie przed tobą.

LARSEN:  A ja myślałem, że to już po wszystkim.



2.

LARSEN:  Tym razem masz do czynienia z kimś wyjątkowym.

ZVIDD:  Każdy tak mówi.

LARSEN:  Masz do czynienia ze mną.

ZVIDD:  A ty ze mną.

LARSEN:  Jestem przekonany, że mocno się zdziwisz.

ZVIDD:  Zobaczymy.

LARSEN:  Mam być szczery?

ZVIDD:  Proszę bardzo, bądź.

LARSEN:  Bez symboli?

ZVIDD:  Możesz porozumiewać się bezpośrednio.

LARSEN:  Że też trafiło na mnie . . . 

ZVIDD:  Taka niestety sytuacja.

LARSEN:  Nieunikniona?

ZVIDD:  Dobrze wiesz, że nieunikniona.

LARSEN:  Twoja przeklęta rutyna.

ZVIDD:  Dajmy na to, że doświadczenie.

LARSEN:  Chłód.

ZVIDD:  Wiedza.

LARSEN:  Czy musieli właśnie ciebie?

ZVIDD:  Widocznie mieli powody.

LARSEN:  Mogli kogoś bardziej wyrozumiałego.

ZVIDD:  Byłyby wtedy jeszcze większe problemy.

LARSEN:  Wychodzi na to, że nie mam wyboru.

ZVIDD:  Taka niestety sytuacja.

LARSEN:  Daj mi jeszcze chwilę do namysłu.

ZVIDD:  Proszę bardzo, ale to przecież niczego nie zmieni.

LARSEN:  Mogli kogoś bardziej uczuciowego.

ZVIDD:  Zwłaszcza w tym miejscu.

LARSEN:  Nie podpowiadaj.

ZVIDD:  No dobrze, czekam.

LARSEN:  Czy zamknąć oczy?

ZVIDD:  Obojętne.

LARSEN:  Chłód.

ZVIDD:  Ważne, żebyś mnie słyszał.

LARSEN:  W takim razie . . . 

ZVIDD:  Czekam.

LARSEN:  Zadam ci to pytanie.

ZVIDD:  W tym celu tu jestem.

LARSEN:  Pamiętaj, że masz do czynienia z kimś wyjątkowym.

ZVIDD:  Każdy tak mówi.

LARSEN:  Oto moje pytanie . . . 

ZVIDD:  Zamieniam się w słuch.

LARSEN:  Więc . . . 

ZVIDD:  Taka niestety sytuacja.

LARSEN:  Oto moje pytanie . . . 

ZVIDD:  Czekam.

LARSEN:  Gdzie ja właściwie jestem?

ZVIDD:  No widzisz.

LARSEN:  Udało się?

ZVIDD:  Gratuluję.

LARSEN:  Czy mam powtórzyć?

ZVIDD:  Tak, powtórz.

LARSEN:  Gdzie ja właściwie jestem?

ZVIDD:  Jesteś obok mnie.

LARSEN:  Gdzie to jest?

ZVIDD:  Tutaj.



3.

MATKA:  Mógł zatrzymać głowę . . . 

PAN SPOLIK:  Skoncentrować się na jednym punkcie.

MATKA:  Biedak.

PAN SPOLIK:  Mógł kompletnie się zatrzymać.

MATKA:  Mógł przepaść, patrząc się bezmyślnie w niebo.

PAN SPOLIK:  Patrząc się w jeden punkt.

MATKA:  I tak na zawsze pozostać.

PAN SPOLIK:  Jak pomnik.

MATKA:  Albo jak lodowa rzeźba.

PAN SPOLIK:  Tak, to racja. Jak anonimowa, lodowa rzeźba.

MATKA:  I w ten sposób roztopić się. Zniknąć z powierzchni.

PAN SPOLIK:  Nie pozostawiając nawet po sobie śladu.

MATKA:  Ale do tego nie dopuściliśmy.

PAN SPOLIK:  Musieliśmy zareagować.

MATKA:  Jak jego prawdziwi przyjaciele.

PAN SPOLIK:  Opiekunowie.

MATKA:  Dobroczyńcy.

PAN SPOLIK:  Jedyni wrażliwi . . . 

MATKA:  I zdecydowani!

PAN SPOLIK:  Nie było czasu.

MATKA:  Dlatego musieliśmy podjąć szybką decyzję.

PAN SPOLIK:  Na zasadzie podświadomego odruchu.

MATKA:  Irracjonalnie.

PAN SPOLIK:  Irracjonalnie, lecz jednak racjonalnie.

MATKA:  Racjonalnie, ponieważ chodziło o to, żeby nie zniknął . . . 

PAN SPOLIK:  Właśnie. Żebyśmy go nie stracili z widoku.

MATKA:  Bo mógł się przecież roztopić.

PAN SPOLIK:  Jak anonimowa, lodowa rzeźba.

MATKA:  Ale do tego nie dopuściliśmy.

PAN SPOLIK:  Choć niewiele brakowało.

MATKA:  W porę się zorientowaliśmy.

PAN SPOLIK:  Mieliśmy wielkie szczęście.

MATKA:  Człowieka tak rzadko spotyka szczęście . . . 

PAN SPOLIK:  A tu nagle wszystko się powiodło.

MATKA:  Zazwyczaj odchodzi się z pustymi torbami.

PAN SPOLIK:  Taka okazja zdarza się tylko raz.

MATKA:  I musiało właśnie nam się przytrafić.

PAN SPOLIK:  Coś w tym z pewnością jest.

MATKA:  Jakiś istotny znak, to prawda.

PAN SPOLIK:  Inaczej rozpłynąłby się jak lodowa rzeźba.

MATKA:  Pozostałby sam.

PAN SPOLIK:  Jak pomnik.

MATKA:  Pozbawiony przyjaciół i opiekunów.

PAN SPOLIK:  Nieruchomo zapatrzony w niebo.

MATKA:  Ale na szczęście temu zapobiegliśmy.

PAN SPOLIK:  Nie było innego wyjścia.

MATKA:  Nasza silna wola.

PAN SPOLIK:   W ostatniej dosłownie chwili.

MATKA:  Ponieważ szybko zareagowaliśmy.

PAN SPOLIK:  Ludzie niepotrzebnie czekają do końca.

MATKA:  I przez to tylko tracą. A my podjęliśmy decyzję.

PAN SPOLIK:  Ponieważ nie było czasu do stracenia.

MATKA:  I możemy być teraz z tego powodu dumni.

PAN SPOLIK:  Coś w tym z pewnością jest . . . 

MATKA:  Jakiś znak?

PAN SPOLIK:  Wszystko możliwe.

MATKA:  Komuś na tym widocznie zależało.

PAN SPOLIK:  Nie było czasu do stracenia.

MATKA:  Czy powinniśmy być z tego powodu dumni?

PAN SPOLIK:  Tak. Coś w tym z pewnością jest.



4.

PAN SPOLIK:  Wiercił się?

ZVIDD:  Nakieruję. Przyrzekam, że odpowiednio . . . 

PAN SPOLIK:  Wiercił się?

ZVIDD:  Niczego nie rozpoznał.

PAN SPOLIK:  Przegrał, spodziewałem się.

ZVIDD:  Nie wiadomo.

PAN SPOLIK:  Wszystko wiadomo!

ZVIDD:  Może się zmieni?

PAN SPOLIK:  Nie ma do tego prawa.

ZVIDD:  Trzeba dać szansę.

PAN SPOLIK:  Nie ma do tego prawa.

ZVIDD:  W końcu zacznie się zastanawiać.

PAN SPOLIK:  Nie możesz mu na to pozwolić.

ZVIDD:  Bardzo się nie wiercił.

PAN SPOLIK:  Typowa oznaka słabości.

ZVIDD:  Albo koncentracji.

PAN SPOLIK:  Nie strasz.

ZVIDD:  Ale niczego nie rozpoznał.

PAN SPOLIK:  Niech siedzi w miejscu.

ZVIDD:  Odpowiednio nakieruję.

PAN SPOLIK:  Żebym się na tobie przypadkiem nie zawiódł.

ZVIDD:  Trzeba sobie ufać.

PAN SPOLIK:  Nigdy nikomu nie ufaj.

ZVIDD:  Nawet tobie?

PAN SPOLIK:  Żadnych tajemnic przede mną.

ZVIDD:  Jak to? Nawet tobie?

PAN SPOLIK:  Zaufanie nie ma z tym nic wspólnego.

ZVIDD:  Zrobię tak, żeby się przez pomyłkę nie zorientował.

PAN SPOLIK:  Pamiętaj . . . 

ZVIDD:  Bądź spokojny. Nie wiercił się.

PAN SPOLIK:  Dystans.

ZVIDD:  Nawet w chwili słabości, dystans.

PAN SPOLIK:  Nie może być chwili słabości.

ZVIDD:  Dystans.

PAN SPOLIK:  Dystans.

ZVIDD:  Żadnych pochopnych ruchów.

PAN SPOLIK:  Przegrał.

ZVIDD:  Przypilnuję.

PAN SPOLIK:  On się nigdy nie zmieni.

ZVIDD:  Nawet, gdyby się trochę zmienił.

PAN SPOLIK:  Nie można dopuścić, żeby się zmienił.

ZVIDD:  Zawsze dystans.

PAN SPOLIK:  Nie ma o tym mowy, żeby się zmienił.

ZVIDD:  Przypilnuję.

PAN SPOLIK:  I nie ma pomyłek.

ZVIDD:  Wszystko pod absolutną kontrolą.

PAN SPOLIK:  Zaczyna mi to dobrze wyglądać.

ZVIDD:  Przegrał.

PAN SPOLIK:  I nie należy wyprowadzać go z błędu.

ZVIDD:  Kontynuować.

PAN SPOLIK:  Utrwalać.

ZVIDD:  Najlepiej jeszcze mocniej przycisnąć.

PAN SPOLIK:  Ale nie przegiąć . . . 

ZVIDD:  Dystans?

PAN SPOLIK:  Mogłoby to wywołać antyreakcję.

ZVIDD:  A wtedy byłyby niepotrzebne kłopoty.

PAN SPOLIK:  Nie ma o tym mowy.

ZVIDD:  Utrwalać, utrwalać, utrwalać . . . 

PAN SPOLIK:  Kontynuować i utrwalać.

ZVIDD:  I nie wyprowadzać go z błędu.



5.

MATKA:  Podoba ci się moja dłoń?

LARSEN:  Jest taka delikatna . . . 

MATKA:  Czyli na pewno ci się podoba. Dokładnie o to chodziło.

LARSEN:  Jest delikatna i miękka. I łagodna. I taka bardzo dobra.

MATKA:  Jestem z ciebie dumna.

LARSEN:  Twoja dłoń jest także mądra.

MATKA:  Mądra? Nie rozumiem. Czy dłoń może być mądra?

LARSEN:  Jest mądra, bo to część twojego ciała. Ty cała jesteś mądra.

MATKA:  Nie spodziewałam się, że wszystko się tak dobrze ułoży!

LARSEN:  Czy coś mogłoby się ułożyć nie po twojej myśli?

MATKA:  Drobnostka. Takie tam tylko . . . czarne wizje.

LARSEN:  Czy mógłbym ją pocałować?

MATKA:  Proszę bardzo. Czuję się wzruszona. Kto by na to liczył?

LARSEN:  Ma wspaniały, owocowy smak.

MATKA:  Nic dziwnego. Najlepsze kremy, wyszukane kosmetyki . . . 

LARSEN:  Najlepsze kremy i wyszukane kosmetyki, słodkie owoce i delikatesy.

MATKA:  Specjalnie dla ciebie.

LARSEN:  Ja także czuję się wzruszony.

MATKA:  Wspaniałość!

LARSEN:  Bardzo ci dziękuję.

MATKA:  Za co?

LARSEN:  Za to, że przy mnie jesteś. Za twoją mądrą dłoń.

MATKA:  I tak już będzie zawsze, naprawdę nie do pomyślenia . . . 

LARSEN:  Za to, że wyszukane kosmetyki specjalnie dla mnie.

MATKA:  Wszystko dla ciebie. Wszystko!!!

LARSEN:  Aż przechodzi mnie dreszcz.

MATKA:  Tylko bez gwałtownych wzruszeń.

LARSEN:  Skoro tak czuję.

MATKA:  Mógłbyś mieć nawrót.

LARSEN:  A cóż to takiego?

MATKA:  Przejęzyczyłam się. Mógłbyś dostać trwałej migreny.

LARSEN:  Coś mną kieruje.

MATKA:  Jesteśmy razem. To najważniejsze.

LARSEN:  Coś mi podpowiada różne rzeczy.

MATKA:  Przestań!

LARSEN:  Coś mnie czasem świdruje.

MATKA:  W takim razie pocałuj drugą dłoń.

LARSEN:  Też wyśmienita.

MATKA:  Tak jak poprzednia?

LARSEN:  Tego nie jestem do końca pewien.

MATKA:  Czułabym się wtedy rozczarowana.

LARSEN:  Nie to miałem na myśli.

MATKA:  W takim razie?

LARSEN:  Chciałem tylko powiedzieć, że jeszcze bardziej gładka i doskonała . . . 

MATKA:  To znaczy, że ta poprzednia była gorsza od tej teraz?

LARSEN:  Mając do czynienia z obecną . . . jakbym nagle zapomniał o tamtej.

MATKA:  Krótka pamięć, bardzo krótka.

LARSEN:  Tak, to dziwne. Jakieś głosy . . . 

MATKA:  Najważniejsze, że wszystko tak pozytywnie odczuwane.

LARSEN:  Czy kiedykolwiek było inaczej?

MATKA:  Zapomnij o tym.

LARSEN:  Przecież zawsze była gładka i doskonała.

MATKA:  Zawsze były gładkie i doskonałe. Powtórz!

LARSEN:  Zawsze były gładkie i doskonałe.

MATKA:  Nie było żadnych różnic.

LARSEN:  Nie było różnic.

MATKA:  Najlepsze kremy specjalnie dla ciebie.

LARSEN:  Najlepsze kremy dla mnie.

MATKA:  Jesteś szczęśliwy?

LARSEN:  Tak, jestem dziś wyjątkowo szczęśliwy.



6.

LARSEN:  To ty przestałeś już ryzykować?

ZVIDD:  Oddech, głęboki oddech.

LARSEN:  Przestałeś się rozglądać?

ZVIDD:  I jeszcze jeden oddech.

LARSEN:  Może ci nie zależy.

ZVIDD:  Dokładnie dlatego.

LARSEN:  Ale ja postępuję inaczej.

ZVIDD:  Kwestia wyobraźni.

LARSEN:  Można wiele intrygujących rzeczy.

ZVIDD:  To się poprawnie nazywa ograniczona ilość możliwości.

LARSEN:  Nikt nie skontroluje . . . 

ZVIDD:  To też można przechwycić.

LARSEN:  No to cyfra, o której przed chwilą pomyślałem?

ZVIDD:  Jest ich nieduży wybór.

LARSEN:  Ale kombinacja. Jaka była kombinacja?

ZVIDD:  Zabiera to masę czasu.

LARSEN:  Daje poczucie . . . 

ZVIDD:  Otępia. Nic innego.

LARSEN:  Jest nawet odpowiednie słowo.

ZVIDD:  Również zwykła kombinacja.

LARSEN:  Tożsamość.

ZVIDD:  I co z nią zrobić? Zjeść tego się nie da.

LARSEN:  Maszynka, nawet nie maszynista, maszynka.

ZVIDD:  Zmarszczki.

LARSEN:  Nie powiesz, że zawsze tak było.

ZVIDD:  Dystans.

LARSEN:  Oddech?

ZVIDD:  Kilometry.

LARSEN:  W jakimś określonym celu?

ZVIDD:  Kombinacja.

LARSEN:  Musiał być początek. Nie przyszło ci to nagle do głowy?

ZVIDD:  Nieduży wybór.

LARSEN:  Na przykład teraz.

ZVIDD:  Straciłeś tylko czas. Czy pamiętasz jaka była kombinacja?

LARSEN:  Oszukałem cię.

ZVIDD:  Każda sekunda ma znaczenie.

LARSEN:  Ale byłem przez chwilę sobą.

ZVIDD:  Mogłeś się podrapać.

LARSEN:  Rodzą się kolejne boskie kombinacje.

ZVIDD:  Nie da rady. Zapomniałeś o punkcie wyjścia. Czy pamiętasz jaka była . . . 

LARSEN:  Trudne do przewidzenia kombinacje . . . 

ZVIDD:  Które do niczego cię nie doprowadzą.

LARSEN:  Ale dadzą poczucie . . . 

ZVIDD:  Dadzą poczucie. Tylko poczucie.

LARSEN:  Nic innego nie ma znaczenia.

ZVIDD:  Podrap się.

LARSEN:  Trudne do przewidzenia kombinacje . . . 

ZVIDD:  Ciągle początek.

LARSEN:  Wężyki, skomplikowane ciągi . . . 

ZVIDD:  Pulsowanie skroni.

LARSEN:  Twierdza.

ZVIDD:  Marnowanie drogocennej energii.

LARSEN:  Początek, ale jaki!

ZVIDD:  Klatka.

LARSEN:  Z tego może się narodzić . . . 

ZVIDD:  Oddech.

LARSEN:  Przerzut.

ZVIDD:  Zaraz spuchniesz.

LARSEN:  Jestem w stanie się skoncentrować.

ZVIDD:  Podrap się.